Stec to spec
Piłka nożna i metafora???
„Z niskoligowych czeluści wychynęli oprawcy nieprzypadkowo akurat w naszych czasach, wraz ze zwycięskim pochodem miniaturowych wirtuozów z Camp Nou, przyroda ciąży wszak ku równowadze, absolutne piękno nie istnieje bez absolutnej brzydoty, skończonego dobra nie docenimy bez skończonego zła. Jeśli na boiskach rozpanoszyli się wiotki Iniesta z kurduplowatym Messim, to musiały zakasać rękawy również chłopy trenera Tony’ego Pulisa, które do wyrębu lasu nie potrzebowałyby siekier…”
– to fragment felietonu dziennikarza „Gazety Wyborczej”, Rafała Steca. Skoro piszę felieton o felietonie, to widocznie musiał on zwrócić moją uwagę. Rzeczywiście. Tak się stało, bo to tekst dotyczący sportu, a zazwyczaj treści sportowe sprowadzają się do suchej relacji, przytoczenia czyjejś wypowiedzi, podania wyniku itd. Całość toporna. Przeczytasz i wyrzucasz. Tradycja. Rafał Stec widocznie owej tradycji pokazał „Stop!”.
Zróbcie eksperyment. Wyrzućcie z przytoczonego fragmentu słowa: Camp Nou, Iniesta, Messi, trener. Bez tych nazw tworzy się enigma. Nie wiemy, czy to tekst artystyczny czy publicystyczny. Nie pozwalają nam postawić jednoznacznej diagnozy nagromadzone środki stylistyczne (epitety, oksymorony, hiperbole, metafory), a także odwołanie do (!) filozofii… Sport i filozofia? Metafora i piłka kopana? Wszak to antynomie! Stec jednak potrafi te sprzeczności pogodzić. Spaja je w zajmujące zdania. Tworzy opowiadanie. Pokazuje dobitnie, że o futbolu można pisać w sposób piękny, barwny, poetycki, niekonwencjonalny, stylowy, humorystyczny (ostatnia część rozbawiła mnie niemiłosiernie :) …
Przeczytajcie w „Wyborczej” rubrykę pt. A jednak się kręci, a przekonacie się o słuszności powyższych tez. Rubrykę tę tworzy dziennikarz, który trzyma pióro pisarza. Tworzy ją pisarz, który przebiera się w dziennikarza. A przypomnę, iż niewielu posiada garderobę, w której nie ukrywa się „papuga uczuć”…