Romario na dziecięcej planecie
Pewnego pięknego dnia zauważyłem, że ojciec niesie w rękach żółtą koszulkę...
Dziś na "polskim" zawiesiliśmy żółty szal, co oznaczało początek wędrówki za Małym Księciem. Mały Książę – jak powszechnie wiadomo – to dość gorzka książka dla dorosłych. Jeśli Nietzsche przestrzegał niedojrzałych czytelników swoich pism przed „niemałym niebezpieczeństwem przeziębienia się”, tak Exupery powinien przestrzec chyba wszystkich. Nie tylko zbyt poważnych dorosłych, ale i młodzież, która mentalnie zdążyła się już postarzeć.
Do Małego Księcia wróciłem po raz kolejny, obejrzałem adaptację filmową w reżyserii Osborne’a (kapitalna!) i zostałem zmuszony do refleksji. Przeróżnego kalibru, jednakże skupię się na wspomnianym szalu, którego żółty kolor pozwolił mi powrócić na dziecięcą planetę. Mały Książę miał żółty szal, ja żółtą koszulkę. Jej historia jest moją historią. A zaczęło się tak…
W 1994 roku, kiedy miałem pięć lat, w polskich sklepach na próżno było szukać koszulek ulubionych klubów z nazwiskami idoli. A że byłem dzieckiem zakręconym na punkcie piłki, należało coś wykombinować. Pewnego pięknego, pogodnego dnia zauważyłem, że ojciec niesie w rękach żółtą koszulkę. Lśniła jak nowa, choć nabyta w taniej odzieży. Wyciągnął stół do prasowania, z kieszeni wyjął ołówek i czarny marker. Oszczędnymi ruchami kreślił coś na materiale. Siedziałem z otwartą buzią na fotelu i obserwowałem zdarzenie. Po godzinie ojciec podniósł koszulkę z blatu i wtedy (chyba jedyny raz w życiu)... dotknąłem wzrokiem magii: „ROMARIO 11”. Od tego momentu zaczął się właściwy etap mojego dzieciństwa. Z koszulką nie rozstawałem się ani na chwilę. Wiadomo, czasami trzeba było ją przeprać, ale robiłem to z wielkim bólem :) Grałem i chodziłem w niej wszędzie: pod blokiem, na szkolnych boiskach, w nadmorskich kurortach, w górach. Na podwórku wszyscy na mnie mówili Romario, a ja nie mogłem splamić nazwiska idola, więc starałem się strzelać gola za golem. Dziś już wiem, że mu nie dorównam. Niełatwo zdobyć ponad 1000 bramek… No chyba, że się gra na poziomie „Easy” w PRO EVOLUTION. Mnie jednak zawsze bardziej pociągała rzeczywistość. Dziś relikwii młodości już nie posiadam, została porwana przez wiatr historii. Żółty szal Małego Księcia przekonuje jednak, że być może koszulka Romario czeka na mnie gdzieś na asteroidzie B-612.
PS Dzisiejszych uczniów może zastanawiać model trzewików, w jakich przyszło mi grać. Odpowiem piosenką. „Pluszowe małpki, świnka i słoń, a ty w korkotrampkach po trawie goń”…
Mateusz Żyła